RELACJA Z TRASY OBOZU WĘDROWNEGO NA PÓŁNOC POLSKI
 

30.04.2007 - poniedziałek 96 km 5,55 h/siodełko      
 
Trasa: Jastrzębie Zdrój  Rybnik - Rudy - Kuźnia Raciborska - Bierawa - Kędzierzyn Koźle - Leśnica - Gora Św. Anny

Podekscytowani a zarazem pełni obaw, co nas czeka w ciągu najbliższych 10-ciu dni podjechaliśmy "objuczonymi" rowerami na miejsce zbiórki. Ok. 8.20 grupą liczącą 10 osób rozpoczęliśmy nasz obóz z południa na północ Polski. Pierwszy postój był w zespole pocysterskim w Rudach. Następnie
przez Kuźnię Raciborską, Bierawę, Koźle dojechaliśmy do Leśnicy. Tam zjedliśmy obiad i trochę odpoczęliśmy przed czekającym nas podjazdem na Górę św. Anny. Po ciężkiej "wspinaczce" dotarliśmy do celu. Obejrzeliśmy zespół klasztorny, amfiteatr, Muzeum  i Pomnik Czynu Powstańczego. Noc spędziliśmy w schronisku młodzieżowym.
                                                                                    Iga
 

Na starcie

Na trasie

       

Św.  Anna

Pomnik

Pod PTSM-em

       

 

 

 
01.05.2007 - wtorek   91 km 5,38 h/siodełko      
             
Trasa: Góra Św. Anny - Kamień Śl. - Opole - Turawa - Bierdzany - Olesno - Bąków
 

Następny dzień powitał nas lodowatym wiatrem. Zmarznięci dojechaliśmy do Kamienia Śl., gdzie zwiedziliśmy Sanktuarium św. Jacka. Piękna
miejscowość przyniosła pecha naszemu koledze - Mirek musiał wymieniać dętkę. Bocznymi drogami dojechaliśmy do Opola. Obejrzeliśmy Muzeum
Śląska Opolskiego, Wieżę Piastowską, zamek, kościół franciszkanów św.Trójcy i słynny amfiteatr. Tu dopadła nas kolejna awaria - tym razem
Stachu reperował koło. Leśnymi drogami, przez Bierdzany, Chocianowice, Lasowice - zwiedzając drewniane kościółki, dotarliśmy na camping w Bąkowie, gdzie nocowaliśmy.
                                                                                                                                                               Iga

 

Awaria

Z góry

Laski

Amfiteatr

"Proszę wstań"

Nie tylko drewniane

 Dwa Shreki

             
02.05.2007 - środa   95 km 5,06 h/siodełko      
             
Trasa: Kluczbork / Bąków – Gołkowice – Bolesławiec – Opatów – Wieruszów – Kępno – Ostrzeszów – Antonin
             

Po powrocie z wycieczki do Wilna, w Katowicach zmieniliśmy image autokarowy na rowerowy, by następnie pociągiem wyruszyć na spotkanie Wiercipiętów jadących z Jastrzębia. Z Kluczborka, bo tam zawiózł nas pociąg ruszyliśmy na spotkanie dziesięcioosobowej grupy podążającej bocznymi drogami, wzdłuż rzepakowych pól do Byczyny. Przywitawszy się, już razem przez Chruścin i bolesławiecki zamek ruszyliśmy na Wieruszów. Jako, że pustka w żołądku dawała się już mocno we znaki zatrzymaliśmy się na obiad w Świbiu. Ogromniaste porcje obiadowe przeraziły wszystkich. Jadąc dalej minęliśmy kościółek w Olszowej, by wylądować pod wieżą zamkową w Kępnie. Sesja foto i zakupy pozwoliły odsapnąć przez dalszą drogą do Antonina, na nocleg w ośrodku campingowym

RenBull

Byczyna

 

Gdzieś na trasie

Ratusz

Big porcje

Przeprawa

Wieruszowskim   zamku

             
03.05.2007 - czwartek 117 km 6,38 h/siodełko      
             
Trasa: Antonin – Mikstat – Kotłów – Ołobok – Kalisz – Żychlin – Konin – Gosławice
Ranek okazał się stosunkowo cieplejszy od poprzednich. O ósmej ruszyliśmy, by zobaczyć piękny pałac Radziwiłłów, który bardzo nam się spodobał. Dalej przez Mikstat, Kotłów pojechaliśmy do cysterskiego żeńskiego klasztoru w Ołoboku, by w końcu wylądować w dawnym mieście wojewódzkim, czyli Kaliszu. Piękny rynek z ratuszem zrobił na nas wrażenie, mimo to należało pedałować dalej w stronę Konina, tym bardziej, że wiatr dawał nam się trochę we znaki. Etap ten, chociaż 120 kilometrów nie zniechęcił, co poniektórych do zapoznania się z miejscowymi lokalami, wszak turystyka polega na zwiedzaniu i zapoznawaniu się z miejscowym folklorem.

Byle do przodu

Rankiem

Kotłów

Kazanie

 

Jak dzwon

Z wiatrakami

Ratusz

             
04.05.2007 - piątek   107 km 6,01 h/siodełko      
             
Trasa: Gosławice – Bieniszew – Licheń – Ślesin – Kleczew – Anastazewo – Trzemeszno/Witkowo – Gniezno
             

Wznoszący się pionowy dym z komina zapowiadał bezwietrzną i gorącą pogodę. Ze schroniska w Koninie – Gosławicach pojechaliśmy do klasztoru Kamedułów w Bieniszewie. Nasze dwie dziewczyny niestety nie mogły wejść na teren klasztoru, by pomodlić się w surowych, ale pięknych wnętrzach tego klasztoru. Jeden z braci klasztornych, a jest ich 6 plus 2 ojców, poczęstował nas smacznym sernikiem, opowiedział nam pokrótce historię klasztoru i pognaliśmy w stronę Lichenia. Ogrom tej bazyliki oraz złoto błyszczące z każdej strony powalał nas niemal z nóg. Kontrast klasztoru i bazyliki to jak dzień i noc. Oślepiające światło złota bazyliki i duchowa odnowa w zaciszu klasztornych murów. Te dwa światy dają wiele do przemyśleń. Z Lichenia obraliśmy kierunek na Kleczów i Anastazewo mijając ogromną kopalnię węgla brunatnego. Stamtąd, we dwoje rzepakowymi polami pojechaliśmy przez Orchowo do Trzemeszna, by zobaczyć bazylikę i pognać do Gniezna na nocleg w PTSM-ie. Reszta grupy spokojną trasą  przez Witkowo także dotarła do tego miejsca. Po ogarnięciu się wyszliśmy na spacer po pierwszej stolicy Państwa Polskiego, by w miłym towarzystwie „zielonej nakrętki” zakończyć ten dzień już w pokoju naszego PTSM-u

Wiatraki

Licheń

Hihihi

Pod PTSM-em

W Bieniszewie

Przy kopalni

Z wąsem

W Licheniu

             
05.05.2007 - sobota   55 km 3,33 h/siodełko      
             
Trasa: Gniezno – Rogowo – Gąsawa – Biskupin – Wenecja – Żnin
             

Po objuczeniu naszych rumaków ruszyliśmy przez gnieźnieński rynek do katedry. Przewodnik pokazał nam sławetne drzwi gnieźnieńskie z krótką historią św. Wojciecha. Dalej przez muzeum Państwa Polskiego (interaktywne zwiedzanie) pojechaliśmy niestety główną trasą do Rogowa, skąd bokami do jedynego drewnianego w stylu gotyckim kościółka w Gąsawie. W drodze spotkaliśmy duża grupę miejscowych turystów z którymi załapaliśmy się na ciekawą prelekcję opiekuna tego zabytku. Następnie przez Biskupin ze średniowiecznym grodziskiem i ciekawą  prezentacją tamtejszego życia wylądowaliśmy w Wenecji. W prawdzie gondoli i kanałów w niej nie było, ale za to skansen kolei wąskotorowej i ruiny zamku nadrabiały tą stratę. Z Wenecji rzut beretem i byliśmy z Żninie, miejscu życia Fryderyka Chopina, dobrej pizzy oraz piwa i ogromniastej tarantuli. Nocleg w PTTK-owskim obiekcie pozwalał nam dotrwać do następnego, szóstego już dnia obozu.

 
           
             
06.05.2007 - niedziela   69 km 4,04 h/siodełko      
             
Trasa: Żnin – Pturek – Lubostroń – Łabiszyn – Szubin – Rynarzewo – Białe Błota – Bydgoszcz
             

Ranek powitał nas chłodniej niż poprzednio. Oczekując na Mariusza, grzebiącego się jak zawsze, pstryknęliśmy parę fotek przy bunkrze na terenie ośrodka i przy Chopinie w parku, by na rynku zwiedzić muzeum w baszcie. Pożegnawszy jeziora żnińskie, popedałowaliśmy do pałacu w Lubostroniu. Sesja foto, odpoczynek i dalej do Łabiszyna. Na rynku pani z budki z ladami zafundowała nam wszystkim gratisowe, kręcone lody za wytrwałość. Ochłodzeni, drogą wśród lasów pojechaliśmy do Szubina, by tam przy ruinach zamku i drewnianym kościółku cmentarnym zrobić parę zdjęć. Do Bydgoszczy jechaliśmy główną trasą, jedynym urozmaiceniem była Szkocja no i obiad zaskakujący rozgotowanymi kopytkami i mikroskopijnością. Po zakwaterowaniu poszliśmy na miasto pospacerować i zobaczyć  co nieco. Z zakupami wróciliśmy do pokoju.
     
             
             
07.05.2007 - poniedziałek 99 km 5,32 h/siodełko      
             
Trasa: Bydgoszcz – Bożenkowo – Koronowo – Świekatowo – Błądzim – Bysław – Cekcyn – Łosiny – Legbąd
             

Wyprowadzeni szybko i sprawnie przez przewodnika z centrum Bydgoszczy, ruszyliśmy ścieżką rowerową w stronę Koronowa. Przez Bożenkowo wśród sosnowych lasów podążaliśmy w stronę klasztoru Cystersów. Czekając na Stanisława, który nocował  u rodzinki zwiedziliśmy klasztor przylegający do więziennych murów by później już razem przez zamek w Nowym Jasińcu mniej uczęszczanymi drogami pojechać w stronę najstarszego rezerwatu cisów „Cisy Staropolskie”. Niestety na teren  rezerwatu nie weszliśmy ponieważ był ogrodzony płotem i zamknięty za bramą. Do tej pory popędzani wiatrem, odtąd pod wiatr jednak dalej wśród Borów Tucholskich przez Cekcyn dotarliśmy  do Legbąda miejscowości położonej wśród lasów po drodze obdarowani widokówkami i mapkami przez panią w barze gdzie jedliśmy obiad. Po rozlokowaniu się w pokojach część poszła zapoznać się z miejscowym folklorem i obyczajami, część na spacer, a inni pozostali w pokojach by odsapnąć po trudach.

             
             
             
08.05.2007 - wtorek   105 km 6,46 h/siodełko      
             
  Trasa: Legbąd – Rytel – Chojnice – Charzykowy – jez. Gacno – Małe Swornegacie – Swornegacie – Zielona Chocina – Bytów
             

Zrobiwszy sobie foto z gospodynią ruszyliśmy na akwedukt w Fojutowie. Skrzyżowanie kanału Brdy z Czerską Strugą wzorowane na rzymskich akweduktach robi wrażenie. Dalej przez Chojnicki rynek i Bramę Czerską, gdzie trzymaliśmy tura za rogi wyjechaliśmy piękną ścieżką rowerową do Charzykowa do Informacji Turystycznej Parku Narodowego Borów Tucholskich. Zaliczyliśmy dwa jeziorka Małe i Wielkie Gacno, gdzie trzeba było się przedzierać przez piaski Borów Tucholskich. Z Małych Swornychgaci w stronę dębu „Bartuś” cały czas piaszczystymi drogami przez Owinki dotarliśmy do Swornychgaci, gdzie posiliwszy się znów piaskami przebiliśmy się do miejscowości Zielona Chocina. Stąd już tylko asfalt do samego zamku w Bytowie, gdzie mieliśmy nocleg w hotelu MOSIR- u. Dzień ten zapamiętamy chyba długo dzięki piaskom, jakie zafundowały nam Bory Tucholskie. Tylko dzięki deszczowi, który ubił piasek zawdzięczamy to, że udało nam się z nich wyjechać.

 
   

 

"Bartuś"

W dybach

Z gospodynią

Gdzieś w Borach

 

Nasze "Camel Troffi"

 

Bywało i tak

Akwedukt

 

Z turem za pan brat

 

             
09.05.2007 - środa   89 km 5,36 h/siodełko      
             
  Trasa: Bytów – Unichowo – Słupsk – Ustka – Duninowo/Słupsk
             

Z Bytowa wyruszyliśmy z opóźnieniem spowodowanym awarią roweru Wieśka. Ruszyliśmy z nadzieją, że nie zmokniemy, ale nikt w to chyba nie wierzył. Do Słupska dotarliśmy zmoczeni i zmarznięci, po drodze robiąc tylko małe postoje w sklepach. Głodni, zjedliśmy po ciepłej zupce w jakimś tanim barze, by potem przy zamku i kościele św. Jacka zrobić parę fotek i wjechać na rynek przy ratuszu. Ze Słupska już tylko 20 kilometrów dzieliło nas od Ustki i upragnionego morza. Jednak i tu zmoknęliśmy, Ustka przywitała nas jak i niegdyś na „latarniach” deszczem. Uradowani, że dojechaliśmy do morza po 935 kilometrach rozdzwoniliśmy się do rodzin, by się tym pochwalić. Jeszcze tylko sesja foto na plaży przy porywistym wietrze, a potem przy latarni morskiej oraz ryba na obiad przy brzegu morza. Pożegnawszy się, dwoje z nas pojechało do Duninowa, by kontynuować swoją trasę. Pozostała dziesiątka ruszyła do Słupska, by pociągiem powrócić do domu.

 

Po 935 km.

 

     
             
             
I parę innych